Autor: respect
Data: 29.05.2025
Wejście na rumuński rynek to świetny sposób na skalowanie biznesu, ale jest jeden haczyk. Jeśli treści nie są dobrze dopracowane językowo i kulturowo, taki ruch może skończyć się sporym rozczarowaniem. Źle przetłumaczone opisy produktów skutecznie zniechęcają klientów do zakupów, dlatego warto połączyć szybkość sztucznej inteligencji z wyczuciem i doświadczeniem native speakera. Jak tworzyć treści, które wzbudzą zaufanie i realnie przełożą się na sprzedaż w Rumunii?
W dobie dynamicznej ekspansji e-commerce i cyfrowych usług międzynarodowych, tłumaczenia maszynowe zyskały status nieodzownego narzędzia w wielu firmach. Przedsiębiorcy chcą działać szybko, tanio i na szeroką skalę – i tu algorytmy AI wydają się idealnym wsparciem. Niestety w oczach odbiorcy komunikatu tekst wygenerowany przez automat daleki jest od perfekcji. Dosłowność, niegramatyczne konstrukcje czy brak kulturowej wrażliwości potrafią błyskawicznie zniweczyć potencjał nawet najlepszego i najbardziej obiecującego produktu. Rozwiązanie? Włączenie do procesu proofreadingu i lokalizacji przez native speakera, a tam, gdzie trzeba – także transkreacji, czyli kreatywnego przekładu. Taki hybrydowy model pozwala firmom łączyć szybkość maszynowego tłumaczenia z jakością, której oczekują lokalni konsumenci. Szczególnie w krajach takich jak Rumunia, gdzie język to nie tylko narzędzie, ale wyraz tożsamości i dumy narodowej.
Rumunia jest jednym z najdynamiczniej rosnących rynków e-commerce w Europie Środkowo-Wschodniej i coraz więcej firm z innych krajów, w tym z Polski, właśnie tam kieruje swoje plany ekspansyjne. Nie każdy przedsiębiorca zdaje sobie jednak sprawę, że rynek rumuński, choć bardzo chłonny i otwarty na nowości, jest także niezwykle wymagający pod względem komunikacji. Rumuńscy konsumenci są bardzo wrażliwi na jakość języka, styl i lokalność treści. Z pozoru niewinne błędy, takie jak niepoprawna odmiana słowa, źle użyta forma grzecznościowa czy kalki językowe z angielskiego, są w stanie zniechęcić klienta do dalszej interakcji z marką. Zwłaszcza jeśli chodzi o branże, w których zaufanie ma kluczowe znaczenie, jak zdrowie, finanse, kosmetyki, produkty dziecięce czy edukacja. Przykład? Duży i znany sklep z polskimi kosmetykami wszedł na rynek rumuński z opisami produktów przetłumaczonymi przez translator. W efekcie zamiast podkreślać lekkość kremu, AI napisała „produs slab” – co w języku rumuńskim może sugerować niską jakość. Drobna różnica, która kosztowała firmę tysiące straconych kliknięć.
Tłumaczenia maszynowe, oferowane przez DeepL, Google Translate czy wbudowane moduły marketplace’ów, to znakomite narzędzie do szybkiego przygotowania docelowej wersji językowej sklepu. Jest to jednak dopiero pierwszy krok, czyli roboczy szkic, który należy potraktować jako punkt wyjścia do dalszej pracy nad tekstem.
Kolejnym, obowiązkowym wręcz etapem powinien być proofreading, czyli weryfikacja i korekta treści przez native speakera. Taka osoba, łącząca kompetencje językowe z wiedzą marketingową i znajomością rynku, nie tylko poprawia błędy gramatyczne i składniowe, ale przede wszystkim sprawia, że tekst staje się naturalny, płynny i dostosowany do lokalnego stylu komunikacji. Dzięki dopasowaniu tonu, słownictwa i długości zdań język staje się spójny z oczekiwaniami odbiorców. Równocześnie native speaker wprowadza frazy kluczowe właściwe dla docelowego rynku i upodobań wyszukiwarek, co bezpośrednio wpływa na widoczność strony w Google.ro oraz w lokalnych marketplace’ach. Gdy odbiorca czyta taki tekst, ma poczucie, że marka nie jest obca, tylko jest „jego”. A to pierwszy krok do budowania lojalności.
Decydując się na wejście z ofertą na nowy rynek warto pamiętać o jeszcze innej, ważnej kwestii – wielu treści nie da się po prostu przełożyć 1:1. Dlatego też kolejny krok na drodze do idealnego tekstu sprzedażowego to lokalizacja treści. Polega ona na dopasowaniu całej komunikacji do realiów rynku docelowego: od niuansów kulturowych, przez normy społeczne, po preferencje stylistyczne. Oznacza to m.in. stosowanie właściwych formatów dat i cen (np. 24.05.2025 zamiast 2025-05-24), uwzględnianie lokalnej waluty (RON), czy rezygnację z nieczytelnych dla lokalnego odbiorcy przykładów kulturowych (nawiązań do filmów, piosenek, regionalnych przysłów czy powiedzeń).
Gdy w grę wchodzą emocje, gra słów, humor czy określony tone of voice brandu, potrzebna jest natomiast transkreacja, czyli kreatywne tłumaczenie dostosowane do odbiorcy. Tego typu działania sprawdzają się szczególnie w kampaniach reklamowych, e-mailach, hasłach promocyjnych czy social mediach, gdzie liczy się nie tylko poprawność, ale też emocje i ton wypowiedzi.
Weźmy prosty przypadek – kampania walentynkowa. W Rumunii zakochani świętują nie tylko 14 lutego, ale również 24 lutego, kiedy obchodzone jest tradycyjne Dragobete. Marka, która uwzględnia ten fakt w komunikacji, zyskuje w oczach klienta. Natomiast brand, który o tym zapomni, nie tylko traci wiarygodność, ale też szansę na świetną okazję do wypromowania swoich produktów.
Innym przykładem jest 1 marca – Mărțișor, święto głęboko zakorzenione w rumuńskiej tradycji. To dzień, w którym mężczyźni wręczają kobietom drobne upominki z biało-czerwonym sznureczkiem, symbolizującym zdrowie, szczęście i odrodzenie wiosny. W Rumunii to niemal obowiązkowy rytuał – a dla marek z branży beauty, biżuterii, florystyki czy prezentów to doskonała okazja sprzedażowa. Nawet jedno zdanie w opisie promocji, subtelna grafika czy e-mail marketing nawiązujący do do Mărțișora może zwiększyć zaangażowanie i sprzedaż – nie tylko dlatego, że „coś się sprzedaje”, ale dlatego, że klient czuje, że marka zna jego zwyczaje. W efekcie zwiększa się prawdopodobieństwo, że właśnie z jej oferty skorzysta.
Model łączący tłumaczenie maszynowe z korektą przez native speakera oraz lokalizacją treści pozwala na osiągnięcie wysokiej jakości komunikacji przy optymalizacji kosztów i czasu. Jednak, choć tłumaczenie maszynowe zapewnia szybkie przekształcenie treści na język docelowy, to zazwyczaj brakuje mu subtelności językowej i kulturowej. Dlatego niezbędna jest interwencja native speakera, który nie tylko poprawia błędy językowe, ale także dostosowuje ton, styl i kontekst do lokalnych realiów.
Zastosowanie modelu hybrydowego (AI+proofreading) przynosi wymierne korzyści biznesowe. W obliczu rosnącej konkurencji na rynkach międzynarodowych, firmy, które inwestują w profesjonalne tłumaczenia i lokalizację, zyskują przewagę konkurencyjną. Dzięki temu ich komunikacja jest nie tylko zrozumiała, ale także buduje zaufanie i pozytywny wizerunek marki w oczach lokalnych konsumentów. Według danych przedstawionych przez Future Trans, lokalizacja treści może zwiększyć współczynnik konwersji nawet o 70%. Te liczby pokazują, że inwestycja w wysokiej jakości tłumaczenie i lokalizację treści przekłada się bezpośrednio na wzrost sprzedaży i lojalność klientów.
Jakość językowa powinna być jednym z fundamentów strategii komunikacyjnej dla firm myślących o ekspansji na rynek rumuński. To nie tylko kwestia estetyki, ale sposób budowania zaufania i wiarygodności wobec klientów, którzy coraz częściej oczekują, że marka będzie z nimi rozmawiać ich językiem, w ich stylu i z poszanowaniem ich kultury. W Rumunii, kraju o silnym poczuciu tożsamości językowej, każda nieudolnie przetłumaczona fraza rzuca się w oczy. Dlatego teksty stworzone lub dopracowane przez native speakera nie są luksusem – są koniecznością.
Artykuł został stworzony przez naszego partnera: https://e-multicontent.pl/